wtorek, 1 lipca 2014

#14. "Zauważam nanosekundy bez Ciebie..."

Pod pryszni­cem na­wet nie ześliz­guję pierścion­ka z pal­ca, nie od­wiązuję rze­myka. Poz­wa­lam opaść po­wiekom pod stru­mieniem ciepłej wo­dy. Wma­sowuję w skórę głowy szam­pon, które­go nie zużyłeś i od­dałeś mi. Po kwad­ransie na­ciągam przez głowę Twoją koszulkę na siebie, myśląc, że muszę w końcu up­rać tą z Be­sik­ta­su, chy­ba od czte­rech miesięcy na to cze­ka, uk­ry­ta głębo­ko pod moimi ub­ra­niami w sza­fie. Wbi­jam się w Two­je dre­sowe spod­nie, w których spałeś, zos­tając w Nie­chci­cu na noc, a które ja po­tem spa­kowałam i przy­wiozłam do siebie do do­mu. Ogar­niam ra­miona po­larową bluzą. W so­botę późnym po­połud­niem, kiedy szliśmy do skle­pu, lał deszcz i świeciło słońce, pod­winęłam w niej ręka­wy, są te­raz dokład­nie ta­kie, ja­kimi je wte­dy zos­ta­wiłam. Siadam w po­koju przed te­lewi­zorem, układam na ko­lanach lap­to­pa. Zer­kam na ze­gar, wiszący na ścianie. 21:05. Czy­li u Ciebie ze­gar po­kazu­je właśnie 22:05. Myślę, co możesz te­raz ro­bić. Pew­nie śpisz w swoim łóżku, uk­ry­ty pod cienką poszwą. Ty­le godzin spędziłeś w auto­karze, na pew­no Cię to wymęczyło. Pa­miętam, jak wra­caliśmy po­ciągiem nocą z War­sza­wy, i Twój szept "tak, to mo­ja dziew­czy­na, Dan­ka". Spałam z głową ułożoną na Twoich udach, a Ty przez 6 godzin ani na mi­limetr się nie po­ruszyłeś, żeby tyl­ko mnie nie obudzić. A jeśli nie śpisz te­raz... to na pew­no jes­teś gdzieś z ko­lega­mi. Może jedziesz uli­cami swo­jej dziel­ni­cy Twoim białym sa­mocho­dem i podgłaśniasz mu­zykę, śmiejąc się głośno i udając, że drif­tu­jesz. Al­bo pi­jesz gdzieś colę z Er­bayem i resztą Twoich zna­jomych. Al­bo może pi­jecie wódkę, którą przy­wiozłeś z Pol­ski. A może oglądasz te­lewizję, siedząc z rodzi­cami w sa­lonie? Słodzisz her­batę w tu­rec­kich szkla­neczkach kil­ko­ma spo­rymi łyżeczka­mi cuk­ru i przeg­ry­zasz słone­go pa­luszka. Tak tęskniłeś za ty­mi prog­ra­mami te­lewi­zyj­ny­mi, w których mówi się po tu­rec­ku. Może opo­wiadasz, jak było tu­taj, w Opo­lu? Może po­kazu­jesz zdjęcia pocztówek, które zro­biłeś, bo tak było ta­niej, niż ku­pić dwie par­tie tych sa­mych kar­tek - dla Ciebie, i dla mnie. Może po­kazu­jesz koszulkę, którą przy­wiozłeś z Uk­rainy? Może opo­wiadasz, jak było we Lwo­wie, w Ho­lan­dii, Bel­gii, Niem­czech? Może roz­dzielasz pre­zen­ty, które dla swoich blis­kich przy­wiozłeś i cie­szysz się, widząc, jak za­dowo­lenie ma­luje uśmiech na ich twarzach? A może roz­pa­kowu­jesz właśnie swo­je ub­ra­nia, i trzy­mając w rękach moją różową bok­serkę czu­jesz, że tęsknisz? 
Tak wiele możli­wości... Tak wiele różnych wiz­ji. Chciałabym tyl­ko wie­dzieć, co ro­bisz.... Gdzie te­raz jes­teś. Czy tak jak ja nie pot­ra­fisz przejść przez godzinę, nie myśląc o mnie. 
Bra­kuje mi Two­jego głosu i śmie­chu. Bra­kuje mi tych wie­czorów, kiedy leżałam w łóżku, pogrążona w lek­turze książki, a Ty kładłeś się obok i przy­tulałeś po­liczek do moich pleców, op­la­tając mnie w pa­sie ra­miona­mi. Bra­kuje mi ciepła Twoich palców, sple­cionych z moimi. Bra­kuje mi Twoich stóp, które pod kołdrą otu­lały mo­je. Bra­kuje mi blas­ku Twoich oczu, kiedy wpat­ry­wałeś się upar­cie w mo­je i po chwi­li kom­plet­nej ciszy po pros­tu się uśmie­chałeś. Bra­kuje mi każdej chwi­li spędzo­nej z Tobą. Bra­kuje mi Ciebie....
Mam nadzieję, że co­kol­wiek i gdziekol­wiek te­raz ro­bisz, czu­jesz, że jes­tem ciągle z Tobą, mi­mo tych kil­ku ty­sięcy ki­lometrów między na­mi. Ocieram łzy, sta­rając się wal­czyć z ty­mi, które zno­wu napływają do oczu. Tak bar­dzo tęsknię. Te­go nie da się ub­rać w słowa. To trze­ba poczuć.







Słońce musnęło mój po­liczek jed­nym ze swoich pro­mieni, który wkradł się spod szczel­nie za­suniętej zasłony, o świcie. Nie pod­no­siłam po­wiek, żeby nie roz­proszyć wrażenia, że jes­teś obok mnie. Niemal słyszałam Twój miaro­wy od­dech. Niemal czułam do­tyk skóry Two­jego po­liczka na moim ra­mieniu. Już miałam obrócić się na bok, żeby wtu­lić twarz w Twój tors i usłyszeć, jak ryt­micznie uderza Two­je ser­ce. Już miałam ująć Twoją dłoń w moją i spleść ze sobą nasze pal­ce. Już miałam zas­pa­na szu­kać Twoich miękkich warg swoimi. We wnętrzu pa­nował przy­jem­ny półmrok. Czułam Two­je ciepłe ciało, tuż obok mo­jego. Szepnęłam Two­je imię, niechętnie pod­nosząc po­wieki i rzu­cając spoj­rze­nie w bok, gdzie po­winieneś obok mnie leżeć. Nie było Cię. Nie ma Cię, już od 52 godzin. 

Cóż ta tęskno­ta wyp­ra­wia z człowiekiem….




1 komentarz:

  1. pięknie to wszystko napisałaś. siedziałam na tym tekstem chyba z kwadrans, czytając go od góry, od dołu i tam gdzie zatrzymał mi się wzrok. piękna, wzruszająca opowieść o tęsknocie, o braku i o pustce, jaką powoduje nieobecność kochanej osoby. z tego co widziałam, to jeszcze do 5 września ma ona trwać. napisałabym "trzymaj się", ale wiem, że w takiej sytuacji ciężko jest, sama miałam tak przez dwa tygodnie zaledwie i chodziłam po ścianach z tęsknoty. mimo to, życzę wytrwałości, bo wrzesień już niedługo. :)
    pozdrawiam.
    http://poprostumadusia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń