Pojechałam 32 do mamy, do pracy, w odwiedziny. Sama tam siedzi od rana, pomyślałam więc, że będzie jej miło, jeśli dotrzymam jej przez kilka chwil towarzystwa.
Lazurowe niebo i ciepły blask słonecznych promieni zastąpiły szare, ciężkie chmury, z których po dosłownie minucie lunął straszny deszcz. Siedziałam już wtedy w autobusie powrotnym i z obawą myślałam o powrocie do domu. A miałam jeszcze iść na chwilę na dworzec i popatrzeć na pociągi. Usiąść na tym samym drugim krzesełku od lewej, i po prostu płakać, aż do ostatniej łzy. Dzisiaj od rana czuję tylko chłód, tęsknotę i smutek. Serce bije za mocno. Jest mi strasznie ciężko. Nawet pisząc to, teraz, ocieram łzy.
Wracając ulicami mokrymi od deszczu, wstąpiłam do sklepu, żeby w ramach poprawienia sobie humoru, zakupić czekoladę Milkę o smaku truskawkowym. Teraz zostało tylko 6 kostek do końca tabliczki, a ja dalej, jak zalewałam się łzami, tak się nimi zalewam. Jeszcze chwila, a wręcz się w nich utopię, i tyle z tego wszystkiego będzie.
Minęło 46 dni odkąd ostatni raz widziałam Yasina. Możliwe, że już tu o tym wspominałam, ale kolejny raz nie daje mi to spokoju. Ciągle mam przed oczyma ten obrazek z tamtej niedzieli, 29 czerwca. Jak ja potrafiłam wtedy tak zwyczajnie, po prostu, jak gdyby nigdy nic, się do niego uśmiechać? Jak ja potrafiłam zakneblować usta i związać wszystkie kończyny strachowi, tęsknocie, bezradności? Jak ja potrafiłam wtedy powstrzymywać łzy? Jak ja potrafiłam zachowywać się, jak gdyby on nie jechał wcale do Turcji, ale wracał do Opola i za kilka dni znowu go zobaczę?
46 ciężkich dni. Od rana do nocy z tymi idiotycznymi myślami, że nie zobaczymy się przed dworcem PKP w Opolu po weekendzie. Że nic już nie będzie tak, jak było. Że jesiennymi wieczorami nie będziemy włóczyć się bez celu po mieście. Że nie będziemy przegadywać całych nocy, leżąc wśród wszechobecnej ciszy na piątym piętrze akademika. Że nie będę mogła napisać mu smsa z pytaniem, czy nawet jeśli będę miała najgorsze stopnie na całym roku, to czy też zacznie o mnie myśleć jak o tłumoku skończonym. Że nie przyjdzie, kiedy będę go potrzebowała, o 6 nad ranem. Że nie będę mogła tak po prostu do niego zadzwonić, z pytaniem, co porabia.
To wszystko zaczyna mnie kompletnie dobijać...
Lepiej zmienię temat, bo naprawdę grozi mi utonięcie w morzu własnych łez.
Wczoraj załatwiłam resztę formalności, związanych z moim wyjazdem do Turcji. Na początek postanowiłam zająć się wizą. Miałam z nią małe problemy, ale koniec końców - udało się. Jestem pozytywnie zaskoczona nowym systemem, w którym składa się wnioski. Dosłownie w 10 minut ma się wizę w swojej skrzynce mejlowej. Ja, niestety jak zawsze, musiałam się trochę namęczyć i całość potrwała nie 10, a około 20 minut. Plus dodatkowo czas drogi do punktu ksero i z powrotem. Swoją stroną - dobrze, że taki punkt w Łabędach otworzono, bo wcześniej z pendrajwa nikt nigdzie nie chciał tutaj drukować.
Następnym krokiem była podróż do centrum Gliwic, gdzie w biurze podróży odebrałam wreszcie swoje bilety. Niestety, nic z nich nie rozumiem, ale jak poczytam i poszukam w internetach, to może mnie olśni. Pani Basia prawie płakała, dziwiąc się, gdzie to ja tak daleko sama jej uciekam.
Na koniec wykupiłam jeszcze ubezpieczenie. Z tego miejsca polecam, jeśli jesteś studentem - karta Euro26 jest najlepsza z najlepszych. Gwarantuje nie tylko samo ubezpieczenie, ale także pakiet zniżek w różnych krajach i miejscach świata: począwszy od restauracji, po hotele, transport i atrakcje natury rozrywkowej. Za jedyne 70 zł, na cały rok. Teraz mam pewność, że jak mnie gdzieś z tym samolotem zmiecie, to zapakują mnie w trumnę w ramach ubezpieczenia.
Będąc w Gliwicach, odwiedziłyśmy z mamą Maka, raz się żyje, i sklep z obuwiem. Stamtąd wyszłam z czaderskimi butami, przecenionymi z 5 na 2 dychy. I to był dobry zakup. Naprawdę.
W Łabędach natomiast wpadłyśmy do second handu. Odkąd istnieje takowy, często w nim właśnie się ubieram. Kilka kobiet otworzyło go około roku temu. Mieści się w budynku po Biedronce, a niegdyś Plusie. Jest ogromny. I to mi się w nim podoba. Mnóstwo ubrań, każdego pokroju. Można wyszukać naprawdę super ubrania, za grosze, które wyglądają jak nowe. I w dodatku - z dobrą metką!
Akurat teraz odbędzie się wymiana asortymentu letniego na jesienny/zimowy. Z tej okazji przez kilka dni każdą rzecz można kupić za 1 zł. Ja wyszukałam dwie sukienki, które widnieją na zdjęciu obok. I właśnie je dwie kupiłam.
Moje nowe buty. Wyglądają super, jak na zakup za 19 zł.
Teraz w nich nie chodzę, leżą sobie w szafie, ukryte pod stertą ubrań, i czekają na 4 września.
Właśnie wtedy pierwszy raz w nich wyjdę. Wyjadę. I wylecę. Wszystko w jednym!
Na dzisiaj to tyle. Lecę odcedzić ziemniaki i doprawić szparagową fasolkę. Trzeba wreszcie coś zjeść dzisiaj.
PS. niech już weekend się skończy!