Ostatnimi dniami chodzę smutna. Postanowiłam więc nie roztkliwiać się nad sobą podczas pisania postu, i dodać coś, co powstało już jakiś czas temu.
Mianowicie: kiedyś dużo pisałam. W tamtym okresie powstało kilka tekstów, które całkiem spore grono osób pochwaliło aprobatą. Dlatego też - dzisiaj nimi się z Wami podzielę. :)
Mam nadzieję, że swoje szczere opinie zostawicie w komentarzu. Za każdy odzew - dziękuję.
Żeby nie przeciągać, zapraszam do lektury!
PS. Polecam najpierw włączyć muzykę, a potem zacząć czytać:
***
Moja bliskość największa...
Tytuł: Listy miłosne.
Opis: Kompletnie fikcyjne teksty, pisane na zasadzie "ja <-> Ty" późną wiosenną nocą.
I
Baboćka... Soph... Sophuś... Aniołku... Błagałem, żeby to cokolwiek dało, żeby pomogło nam się odnaleźć, bo czuję, w sercu, że gdzieś Cię zgubiłem. Szukałem drogi, ciężkiej i długiej, by móc ją przejść, i dojść do Ciebie. Wierzyłem, że na końcu tej drogi, porośniętej niepowodzeniami, gniewem i niesprawiedliwością, będziesz na mnie czekała. Tak, jak ja czekałem na Ciebie. Jesteś moim promyczkiem słońca, wiesz o tym? Pamiętasz? Pierwszy raz, szeptem do ucha, na Placu Czerwonym, o północy, w mrozie, z czerwonym z zimna nosem. Miałaś takie ciepłe dłonie. Mówiłaś, że to serce wytwarza zbyt dużo ciepła, żeby instynktownie ogrzać też mnie. A poranek w Planicy, w zeszłym roku? Truskawki, Twoje loczki i moja za duża bluza. Zerwałem się o świcie, przeszukałem całe miasto, żeby znaleźć dla Ciebie tę jedną paczuszkę mrożonych truskawek. Mówiłaś dzień wcześniej, że zjadłabyś je z tostami na śniadanie. Chociaż te tosty całkiem spaliłem, i musiałaś je sobie, i mnie, przygotować od nowa. A chrzciny naszej sofy? Tej, na której właśnie siedzisz. Nie mogłaś się zdecydować, czy bordowa, czy granatowa. Kochaliśmy się potem na niej dwa razy- bo dwie godziny rozważałaś, który kolor wybrać. A narty w Hinterzarten? Wtedy poznałem Twoich rodziców. Pamiętasz, jak się bałaś? Pięć razy prasowałaś mi koszulę, aż w końcu, biegnąc jeszcze po marynarkę, zapomniałaś wyłączyć żelazko, i ta Twoja ulubiona niebieska koszula musiała pójść do śmietnika, pamiętasz? Albo kiedy zasnęłaś w wannie, leżąc na mnie? Przyjechaliśmy wtedy do Japonii, na zawody. Pierwsza Twoja tak długa podróż, niemal spałaś na stojąco. Nawet się nie ruszyłem, przez półtorej godziny, siedząc w tej zimnej wodzie, żeby Cię nie obudzić.
Przecież Ty wiesz, że Cię kocham. Chciałem nadmienić to na samym wstępie, ale- byłoby zbyt banalnie, prawda? Wiesz, że to się czuje? To, że osobę, z którą chcesz spędzić resztę życia, masz już obok siebie. Jestem tego pewien. Nie muszę eksperymentować, szukać, sprawdzać, zmieniać. Soph, to jesteś Ty. Wiem, że nie jestem w stanie dać Ci wszystkiego, o czym marzysz, nie jestem bogaty, nie kupię Ci jachtu, nie zapewnię wczasów w luksusowym hotelu na Majorce, nie będziemy mieli czterech samochodów w garażu. Jedyne, co mogę Ci dać to ja. Ja, Pavel Aleksiejewicz K., z moim sercem na dłoni i uczuciami, którymi chcę obdarzyć tylko Ciebie.
Przecież... Nie możesz tak po prostu odejść. Odejść, jakbym nic nie znaczył. Jakbym był tylko jedną z przygodnych historii, które pomija się w życiorysie. Nie możesz mnie zostawić. Nie potrafię, i nie chcę, oddychać bez Ciebie... Jesteś każdym moim uśmiechem, uderzeniem serca, podmuchem wiatru w duszny dzień, przyjemnością, rozkoszą, tajemnicą, słodyczą, nadzieją, marzeniem. Jesteś we mnie: w sercu, myślach, emocjach, słowach, pragnieniach. Jesteś częścią mnie. Jesteś mną.
*
II
Pavluś.
Powinnam paść na kolana, i bić się w piersi. To moja wina, że upadliśmy tak daleko od siebie. Wyciągam dłonie, ale, choć jesteś tuż obok, nie potrafię Cię schwycić. Bardzo chciałabym to zrobić. Ogarnąć Cię ramionami i przytulić do siebie ze wszystkich możliwych sił.
Nie jeden raz wisiała nad nami ta susza emocji. I wtedy Ty, jak burza w letni, parny dzień, zraszałeś tę anomalię uczuciem. Byłeś jak parasol w deszczu- chroniłeś. Nie tylko siebie, ani nie tylko mnie. Chroniłeś nas. My byliśmy najważniejsi. Nie było podziałów, byliśmy razem. Potrafiłeś walczyć za nas dwoje, mieć tyle siły, by stawiać problemom czoła sam, jeden, a jednak ciągle ze mną.
Ludzką rzeczą jest błądzić. A ja zabłądziłam. I, jak zwykle, byłam zbyt dumna, by zapytać o drogę. Choć to wszystko by ułatwiło. Już dawno wróciłabym do Ciebie z tej podróży w głąb siebie, którą ja sama sobie zafundowałam. Z własnej głupoty, Pavluś. Może teraz, kiedy dotarłam już na samo dno, a dno zawsze jest czarne, mogę się od niego odbić i wrócić do światła- do Ciebie? Przecież- to Ty jesteś moim światełkiem. Jesteś jedynym pozytywem. Pamiętasz? Twoja babcia jednak ma dobrą intuicję. Pierwszy raz, kiedy mnie do niej zaprowadziłeś, chyba nigdy nie umknie z mojej pamięci. Powiedziała wtedy, oczywiście- chciała to zrobić w jak największej dyskrecji, tylko Twoje ucho, wraz z Tobą całym, miało to słyszeć, dwa słowa. Długo zastanawiałam się później nad ich znaczeniem. Czy to pytanie, czy stwierdzenie? A może pełne oburzenia i niesmaku oskarżenie? TO ONA. Dwa słowa, tylko tyle. Z czasem, myśląc tak o tym, kiedy spałeś obok mnie, a ja gładziłam opuszkami palców skórę Twojego policzka, doszłam do wniosku, że to jakaś magia. Czy Twoja babcia jest wróżką, Paszka? Chyba rzuciła na Ciebie jakiś czar, czy urok? To ona. To ja. Ta ona to ja. To ja dla Ciebie. Na zawsze.
Kocham Cię, Pavel. Wiem, że o tym wiesz. I wiem, że i Ty kochasz mnie. A teraz- będziesz musiał kochać równie mocno jeszcze jedną osobę. Tę, którą razem powołaliśmy do życia. Może to stąd te wszystkie humory, zmienne nastroje, i rozterki? Ale, dopóki jesteś obok, wszystko będzie dobrze. Damy radę, prawda? Jasne, że damy! Tylko RAZEM, nie OSOBNO...
***
Tytuł: Prolog.
Opis: Śmierć przychodzi niespodziewanie. Zaskakuje nas w najmniej spodziewanym momencie.
Spakowała cztery lata życia w jedną podróżną walizkę… W domu panowała głucha cisza. Odkąd poprzedniego wieczoru zamknął za sobą drzwi i wyszedł, by już nigdy do niej nie wrócić. Została sama. W tej pustej, zimnej, czarnej Rosji. Jej płomień ciepła zgasł dzisiaj nad ranem. Kiedy się dowiedziała, parsknęła nerwowym śmiechem. Wybrała jego numer. Raz, drugi, dziesiąty. W końcu dowiedziała się od jakiejś kobiety w słuchawce, że ”Abonent jest nieosiągalny”. Chyba masz, kobieto, rację- przyznała z płaczem, ciskając telefonem prosto w ścianę. Nigdy nie piła. Tego poranka zaczęła. Drżącymi dłońmi odkręcała nakretkę butelki czystej wódki i przytykała ją sobie do ust. To lek, który mi pomoże- przekonywała siebie, krzywiąc się przy każdym kolejnym łyku. Ból nie zniknął. Na chwilę zasnął. Nie pamiętała, jak znalazła się w metrze, jak dojechała do Związku i jak pozwolono jej się tam dostać. Pamiętała, że krzyczała. Krzyczała po niemiecku i zalewała się łzami. Wrzeszczała i wyła. To wy go zabiliście, to przez was go tu nie ma- jęknęła szeptem, zwijając się w kłębek, kiedy wylądowała już na posadzce i zabrakło jej siły. Ktoś coś do niej mówił, ktoś chwycił ją za ramiona i zdecydowanie szarpnął ku górze. Nie chcemy więcej tutaj Pani widzieć, Pani Bodmer, proszę się spakować i opuścić Rosję jak najprędzej- surowy głos rozsadzał jej mózg. Nagle zrobiło jej się niedobrze. Potwornie niedobrze.
Spakowała cztery lata życia w jedną podróżną walizkę… Panował mrok, kiedy ostatni raz przemierzała drogę z sypialni do salonu. Nie potrafiła patrzeć. Patrzenie na to, co urwało się zdecydowanie zbyt szybko, zbyt boleśnie, brutalnie i definitywnie, nie mogło nie boleć. Przytknęła opuszki palców do jego kurtki, wiszącej na wieszaku w przedpokoju. Chciała, by wszystko zostało tak, jak było, kiedy wychodził. Kiedy krzyczał, że rano będzie, kiedy śmiał się, że ma zamknąć na zamek, żeby jej nie ukradli, i że ma się nie martwić, kiedy zamknął za sobą drzwi. Zamknął już na zawsze. Schwyciła rączkę walizki i wyszła, przekręcając klucz i ostatni raz spoglądając na taflę drewna z jego nazwiskiem na srebrnej tabliczce. Ruszyła schodami w dół. Ruszyła w najdłuższą podróż jej życia.
Spakowała cztery lata życia w jedną podróżną walizkę… Ciągnęła ją teraz za sobą szarym asfaltowym chodnikiem. Miasto powoli układało się do snu. Szalał jesienny wiatr, co chwilę targając jej włosy w przeciwne strony. Most nie był długi. Za to widok na Niżny przepiękny. Przysiadła na brzegu walizki i wtopiła spojrzenie w jego panoramę. Pavel kochał to miasto, kochał do niego wracać. Ból ścisnął jej gardło, serce zastygło na moment, a z oczu popłynęły gorące krople łez. Chyba wtedy zrozumiała, że nic już nie będzie takie samo. Że jej życie nie ma już sensu. Że dziś nad ranem umarła część jej - Dusza.
Spakowała cztery lata życia w jedną podróżną walizkę… I uciekła…
***
Kiss me hard before you go...
Summertime sadness...
Świetne :) Naprawdę bardzo mi się podoba i kolejny raz mogę zobaczyć, jak ważną osobowością był dla ciebie Pavel..
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane! Danuś masz talent, chętnie kupiłabym książkę Twojego autorstwa.
OdpowiedzUsuńN.